W sobotnie popołudnie, 13 kwietnia w dworkowej piwnicy ponownie spotkali się miłośnicy poezji. Było to spotkanie wyjątkowe, ponieważ połączone z promocją tomiku Doroty Pisarek – uczestniczki dworkowych spotkań z poezją. Dorota Pisarek wydała swój pierwszy tomik poezji zatytułowany „Spadające Gwiazdy”. W ramach części promocyjnej mogliśmy wysłuchać utwory pochodzące właśnie z tego tomiku, okraszone pełnymi humoru anegdotami z życia autorki. Część promocyjną zakończył występ Andrei Mańturzyk, która wykonała utwór „Po raz pierwszy widzę blask”.
Po tym nadszedł czas na prezentacje utworów reszty uczestników „Dobrych Wieczorów”. Swoje wiersze zaprezentowali m.in.: Andrea Patrycja Mańturzyk, Janusz Gwara, Anna Gwara-Borowska, Piotr Mrozowski oraz Weronika Gos. Kilka wierszy takich poetów jak Szymborska, Norwid czy Miłosz zaprezentował dr Stefan Posoch, który recytował poezję z pamięci, pomimo sędziwego wieku.
Poniżej utwory zaprezentowane podczas 34. „Dobrego Wieczoru”:
Dorota Pisarek
Wiersze pochodzą z tomiku Spadające gwiazdy
*
Kiedy spojrzałam na kogoś inaczej,
Kiedy zaczęłam się wstydzić, że płaczę,
Kiedy swym wzrokiem wszystkich chciałam mierzyć,
Wtedy przestałam komukolwiek wierzyć.
Kiedy słyszałam, że nie jestem mała,
Więc nie powinnam się tak zachowywać,
Wtedy wiedziałam – jestem całkiem sama,
A co najgorsze – muszę to ukrywać.
Kiedy zapomniałam imienia swej lalki,
Kiedy stwierdziłam, że ona nie żyje,
Kiedy nie weszły różowe koralki
Na moją szerszą niż wcześniej szyję.
Kiedy spytanie obcego mężczyzny,
Dlaczego jest smutny, wydało się dziwne,
I kiedy wszystkie przyjazne twarze
Stały się tylko zadbane i słynne.
Kiedy zachciałam garderoby nowej,
I żeby zła wróżka w bajce przeżyła,
Złamał się zamek z waty cukrowej
I rakieta z kartonu nie odpaliła.
Kiedy stanęłam twardo na ziemi,
Uznałam, że nic nigdy tego nie zmieni.
I mimo że zrobiłam krok ku dorosłości,
To kosmos jest dalej niż za dziecinności.
*
Jeśli mnie nie znałeś
To nie żałuj
Nie musiałbyś zmywać drugiego talerza
Mógłbyś mieć lekko pogięty kołnierzyk
O zmroku, zamiast zamartwiać się o mnie
Mógłbyś dowodzić armią żołnierzy
Wstawał byś pewnie 5 minut później
I chwilę wcześniej w spokoju zasypiał
Okno otwarte byłoby co noc
W aucie leciałaby inna muzyka
Nie widziałbyś pewnie cieknącego kranu
I sterty gazet na parapecie
Nawet by Ci nie przeszkadzała
Dziura na dziurze w czarnej skarpecie
Nie musiałbyś wracać zawsze przed świtem
I miałbyś pewnie więcej znajomych
Mógłbyś nie zmywać często podłogi
I miałbyś więcej planów spełnionych
Jeśli mnie nie znałeś
To nie żałuj
Bo straciłbyś tylko ciepłą herbatę
I rzęsa nie wpadłaby Ci do oka
***
Był czas okropny – ból mnie rozrywał
No i pojawiał się wiersz za wierszem
Myślałam wtedy – Boże, dlaczego
Mnie dziś dotyka takie nieszczęście
Myślałam wtedy, że wszystko się zmieni
Upadnę – wstanę, i tak od nowa
Świat mnie nauczył, jak chować siniaki
Ale na takie nie byłam gotowa
Wierzyłam mocno, że miłość wybacza
A całym sercem siebie kochałam
Więc nie rozumiem i wstydzę się tego
Że sama przed sobą się wtedy poddałam
Teraz jest dobrze, życie się zmienia
Spotkała mnie radość – chyba prawdziwa
Przestałam pisać, skąd mam mieć wenę…
Więc czy naprawdę jestem szczęśliwa?
*
Wznosimy się w chmury
Bez skrzydeł i marzeń
Skazani na porażkę
Spadamy na twarze
Walczymy do granic
Z morzem słów niepochlebnych
Jak ołowiany żołnierzyk
Na polu bitewnym
Ściągamy się na dno
Dobrymi radami
A serce pęknięte
Leczymy słowami
Próbujemy się pozbierać
– odłożyć marzenia
A miłość nas zamienia
W lotny stan skupienia
Nikt nas nawet nie zna
A każdy nam doradza
To, co nas buduje
Potem nas wysadza
Daleko w kosmos…
Ostatni sen
Powieka powoli opadać zaczyna.
Barany – dokładnie dwa razy wyliczone.
Ostatnia moja wybija godzina.
Nie, ja nie płaczę.
Mam oczy spocone.
W stopy łaskocze puchata skarpeta –
Uniwersalny prezent gwiazdkowy.
Wspaniała była ze mnie kobieta…
Wspominam ważne rozmowy.
Wielkie sukcesy i małe porażki.
„do piątki pół punktu mi brakowało”,
Lecz jakie ma to teraz znaczenie…
Nic mi po tym nie pozostało.
Umiałam prosić o wszystko, co chciałam,
Przepraszam – trudności sprawiało.
Tak wiele w życiu swoim miałam,
A szczęścia wciąż brakowało.
Dziękuję za… wszystko,
Bo słów mi brakuje.
Za błędy przepraszam
I znowu dziękuję.
Dobranoc.
Andrea Patrycja Mańturzyk
Wiersze pochodzą z tomiku Most Konwalii
NIERAZ NOSZĘ W KIESZENI PUDEŁKO ZAPAŁEK
wszystkim Spalonym Mostom
Nieraz noszę w kieszeni
pudełko zapałek
i choć nie palę,
trochę mostów
przyszło mi spalić.
Ostatnie skrawki desek
rozpadły mi się pod stopami.
Tak między nami,
wiem, że było warto.
ŻE
temu jak chcecie mnie widzieć
że moje wiersze są milsze
że ja jestem milsza
czy moja dusza zmieniła zdanie
i nie chce być wrogiem
nie wiem
lecz zobacz
kochany
nie tworzę wierszy
to ja jestem poezją
wśród zgiełku w mej głowie
wciąż była ratunkiem
pomocą i tratwą
a teraz sztuką
kochania i prozy
i chociaż wciąż muszę
łykać powietrze szukać w nim resztek zdatnego tlenu
nie ważne jak: chcę tworzyć, żyć wreszcie;
nadziejo, ustąp miejsca zwątpieniu.
Na głos mi liczysz ile razy upadłam
Ja szeptem nawet nie mam siły policzyć
ile płakałam.
PŁACZ
pozwolonym nocom,
wstrzymanym dniom
Chciałabym móc się rozpłakać,
Ale boję się, że moje łzy
Wymkną się za drzwi
I ktoś mnie w nich zobaczy,
W utkanym płaszczu z nich
I z oderwanym guzikiem
Suchego gruntu pod stopami.
Więc może
muszę mieć płaszcz przeciwdeszczowy,
By zapiąć się szczelnie od stóp aż do głowy
I wtulić się w mankiet innego płaszcza,
Krople deszczu dając pod zastaw
Za chwilę płaczu
bez tłumaczeń.
O NORMALNOŚCI
wszystkim nienormalnym
Zaczynam myśleć,
że normalność
to wszystko to,
czego nie posiadam.
Pokładam nadzieję
w kwiatach,
promieniach słońca,
okruchach gwiazd
i spadam.
Janusz Gwara
Wiosenna zaduma
Choć tyle jeszcze zła na świecie
Dużo też dobrych zdarzeń mamy.
Znów przyszła wiosna – kwitnie kwiecień
i pełną piersią oddychamy.
Tak mało od nas tu zależy.
Lecz się starajmy, by żyć dobrze.
A każdy na swojej rubieży,
niech działa tak – by było dobrze.
Niechaj nas cieszą rzeczy małe.
Wielkie – dotyczą tak niewielu
Szybko mijają lata całe
A my zmierzamy wciąż do celu.
Kiedy ta droga już się skończy
wyśnioną metę osiągniemy.
Tu częste jest rozczarowanie.
Własnych wyborów żałujemy.
Dopiero przyszłość nam pokaże
Kto rację miał, a kto się mylił.
Tak trudno przeżyć swoje życie,
by nie żałować żadnej chwili
***
Wszelkie dostatki tego świata,
to tylko blichtr i wiatr na łące.
Natomiast Miłość – Dobroć – Szczęście
to skarby – pięknem gorejące
Przybyłeś kiedyś na tą ziemię
I przyjdzie pora na odejście.
Lecz najważniejsze – czym wypełnisz.
Czas między tymi zdarzeniami.
A kiedy przyjdzie już ta chwila
Wszystko za tobą gdzieś zostanie.
Odejdziesz z ziemi – i przed Panem.
Na „Sądzie Ostatecznym” Staniesz
I wtedy poznasz swoją „Wieczną Przyszłość” .
Anna Gwara – Borowska
WIOSNA
Wiosna życia zapach niesie
Cały rok żyjemy przecież
Jednak wiosną ja prawdziwie
Nosem świat podziwiam
W biegu wnet się zatrzymuję
Aromatem rozkoszuję
Coś, gdzieś kwitnie z którejś strony
Poszukuje, wychwytuje mój węch wyczulony
Jakieś drzewo, krzew lub kwiat
Podszeptuje „kochaj świat”
Kocham zatem każdym zmysłem
Szczęście jutra dziś wymyślę
Stojąc pośród tych wonności
Zakochałam się w przyszłości.
Piotr Mrozowski
Krzyż
Właściwie to nie wiem
czy to człowiek
wybiera swój własny krzyż
czy też pewnego dnia spada on na niego.
Nie wiem też na ile świadomie
się to dzieje.
Gdyby zaprowadzić mnie do sklepu z dewocjonaliami
zapewne wybrałbym
jakiś ładny,
lekki i ozdobny.
Może kolorowy.
Zielony?
Najlepiej taki by nie uwierał za mocno.
Mam wrażliwą skórę.
I na pewno taki by nie obijał się za bardzo
o nogi.
A może nie wybrałbym żadnego.
Pytanie tylko:
czy ja w tej kwestii
mam jakikolwiek wybór?
Weronika Gos
„Dach”
Czasem chcę zapomnieć
Pójść na drugą stronę
Wiesz że cię lubię ale ci tego nie powiem
Prawdziwa miłość ma zawiązane oczy
Teraz nie myślę już o tym
Siedzę na tym drewnianym dachu
W środku nocy
Nikt mnie nie widzi
Nie słyszy
Przechylam skroń w stronę nieba
Patrzę na planety szczęścia
Do których chcę się dostać
Potem patrzę w stronę ulicy
Jedyne oświetlenie to lampy uliczne
I przejeżdżające motocykle
Lubię tę ciemność
Bardziej od światła
Jest ona prawdziwa ale i kłamliwa
Wdycham spokojnie gorzką rozpacz uśmiechając się przez usta
Teraz muszę się odwrócić
Wracam na oddział
A przed sobą mam oświetlony szpital
„Droga zapomnienia”
Chłodny asfalt
Mokre mam ubrania
Mokra jestem cała
Krople deszczu spadają mi na powieki niczym bezbronne łzy
Pełnia nad moim łbem to jedyne oświetlenie
Czekam tylko aż ktoś mnie przejedzie ale nic się nie pojawia,
jestem sama leżąca na pustej drodze.
Gwiazdy są coraz bardziej widoczne
Nie mogę zamknąć oczu bo znowu cię zobaczę
Kwaśny deszcz dodaje mi otuchy, bardziej niż ty
Noszę maskę całe życie,
czekam tylko na odpowiedni moment,
gdy pokaże ci moją prawdziwą twarz,
moje wiarygodne oblicze
Czy kiedyś się doczekasz? Raczej nigdy
Teraz topie się w deszczowych łzach
Nie czekaj na mnie, nigdy nie wstanę
Jestem przyklejona do asfaltu