20 maja w Dworkowej piwnicy odbył się już 26. Dobry Wieczór. Było to ostatnie spotkanie z poezją w roku artystycznym 2021/2022. Głównym tematem wierszy były wspomnienia z dzieciństwa związane z Dniem Matki a także piękno budzącej się do życia wiosny. Nie zabrakło wierszy, które poruszyły istotne problemy społeczne. Było to bardzo owocne spotkanie. O szczegółach kolejnego spotkania będziemy informować po wakacjach.
Jadwiga Supłacz-Chromińska
Marcowa Pełnia
Bezwstydnie rozparty
na starych konarach
księżyc w pełni
przysiadł na poprzeczce
z grubych gałęzi
i się bezmyślnie szczerzy.
lśniący jak bochen z pieca
wydyma owalną gębę
i nonszalancko błyszczy
jak posmarowany oliwą
– tłusty i śliski…
I drwi z mojego rozedrgania
bo to kawał drania
tak księżycowo nieprzyzwoity
że eksponuje się do świtu
jak ekshibicjonista.
Lecz i nowiu świadoma
potrzebę jego dostrzegam
i ze spokojem czekam
gdy sposobić się będzie
rogalem zaledwie
do kolejnego wypieku
po przerwie🌕🌙
Sylwia Setniewska
Gdyby miało nie być jutra
Gdyby miało nie być jutra
nie zobaczył by jej.
Nie przytulił, nie wyznał jak bardzo ją kocha.
Gdyby miało nie być jutra
nie spotkał by ukochanej
niby przypadkowo na ulicy.
Nic by nie mógł zrobić,
choć bardzo by chciał.
Gdyby miało nie być jutra
życie przestało by dla niego istnieć
…. bo cóż jest życie bez ukochanej osoby.
Wtedy życie nie jest życiem!
Andrea Patrycja Czasak
I może za to, że byłaś
Skarbem
w jego sekretnej serca szufladzie.
A teraz wciąż jesteś
Perłą,
tylko strąconą
w ogromnym nieładzie przeszłości,
Mamo.
Andrea Patrycja Czasak
Mamo
Za co go pokochałaś,
nie wiem.
Może za oczy.
Ja mam takie.
Może za usta,
głos, spojrzenie
lub okulary, które
stale poprawiał by widzieć.
Nie widział nas.
Mnie.
Ciebie.
Może go pokochałaś
za obecność.
Uwierz, w to bym chciała uwierzyć.
Za jego dłonie,
co pomóc umiały
i posklejać chciały
każdą stłuczoną filiżankę;
domek z kart
ułożyć przy kłótni.
Może go pokochałaś za to
jak do Ciebie mówił,
że jesteś najważniejsza w świecie.
Może za humor,
śmiech głębszy od studni,
może za spacery po lesie.
Andrea Patrycja Czasak
Wierz mi:
Znajdziemy drogę do celu,
Chwycimy poręczy i słów,
i brzmień,
Ludzkich oddechów
Po długim biegu;
Wierz mi,
że przyjdzie w końcu ten dzień,
W którym dotrzemy,
Tam gdzie zmierzamy,
Choć dzisiaj nie umiem
Powiedzieć Ci: gdzie.
I kiedyś niesnaski rzucimy w niepamięć.
To nic, że rolę
Gra wciąż nasz cień.
Andrea Patrycja Czasak
Nazwa
Czasem schodzimy na dno.
I co potem?
Perła, zatopiony skarb,
mityczny trójząb.
Nie odbijemy się do lotu samolotem,
Gdy przyszło nam walczyć z powietrzem
Zamkniętym pod kopułą wody.
Mamy dowody!
Tacy dorośli ludzie
a wiąż dzieci
Rozwodów.
Andrea Patrycja Czasak
pozorem bezpieczna jeszcze
szczęśliwa spokojna czy niekoniecznie
zasiadam do zajęć codziennych
spraw drobnych
w obliczu za rogiem kolejnej wojny
teraz
ukradkiem piszę notatkę przy kawie
ino tylko prosić o pokój
przy tej nieludzkiej zabawie
Piotr Mrozowski
Daty
Daty ostatnio dla mnie jakoś
mało skore
albo za wcześnie
albo nie w porę
nie da pogodzić
ani gdzieś wcisnąć
pokornie usiąść
kalendarz ścisnąć
zawsze w kolizji z priorytetami
codzienne szpargały z dogmatami
i co bym zrobił i jak się starał
nie mogę utrafić
taki to banał bytu ludzkiego
i jego dążeń
co powoduje więcej okrążeń
wokół własnej osi a nic w praktyce:
nabiegał
narobił
nic nie zyskał
ot…takie życie
Piotr Mrozowski
Gnom
W pewnym mieście
w małym domu
gnom żył sobie po kryjomu
na tapczanie życie spędzał
na facebooku lajki wręczał
obowiązków nie miał wcale
poproszony zgłaszał żale
że mu nudno
że zmęczony
że okropny ma ból głowy
że dzień nie ten
że za późno
wszystko źle i wszystko próżno
Mamy, taty się nie słuchał
chipsy, cuksy pchał do brzucha
nie pomogło wychowanie
wolał mieszkać w bałaganie
aż pewnego dnia się stało
to co w końcu stać musiało
w delegację tata jechał
pies przy drzwiach od rana czekał
mama w łóżku – przeziębiona
nie miał czasu nikt dla gnoma
kipi mleko, tost przypala
męka dziennych spraw powala
iść do pracy? na zakupy?
ugotować garnek zupy?
na biedaka wszystko spadło
i rodzeństwo go obsiadło
każdy coś chce
czegoś żąda
że nadążyć niepodobna
woda z wanny się wylewa
brudne gary krzyczą z zlewa
pranie z kosza wysypuje
nikt już nad tym nie panuje
upocony klnie pod nosem
użalając nad swym losem
gnom chce wrócić do przeszłości
do świątyni swej wolności
w własnej norce życie toczyć
na wysiłek się wciąż boczyć
zawsze gdyby coś się chciało
móc znów krzyknąć
Tato!, MAMO!
Piotr Mrozowski
W kolejce
W kolejce po mannę
codzienną
całuję plecy
poprzednika
i śmieję się w duchu
przeklinając miejsce mi dane
w kolejce od zawsze stałem
poczynając od
numeru pesel
przez chleb
kaszankę
kończąc na akcie zgonu
w kolejce spraw codziennych
trwam od lat
przesuwając się delikatnie
po osi czasu
pokonując opór powietrza,
przypływy, grawitację,
łokcie kolejkowiczów
bezwładnie trwam
nie potrafiąc nic więcej
niż żyć w kolejce
i czekać
na następne
Paweł Lipiński
Ku pamięci Stanisława Korneta w 77. rocznicę wyzwolenia z niemieckiego koncentracyjnego obozu w Dachau
Jeszcze jeden życia Boże,
Jeszcze jeden dzień mi daj.
Choć w udręce, choć w pokorze,
Chociaż wokół krzyży gaj.
Tam gdzieś na mnie wolność czeka
I rodzinny słodki dom.
Dziś wylana łez jest rzeka,
Ale żyje marzeń ton.
Wagony pełne ludzi, którzy zaraz będą nikim.
Psy wściekle ujadają, esesmanów okrzyk dziki.
„Praca uszlachetnia” – wiesz o tym Wielki Boże.
Strużką dymu aż do nieba, Ty to powstrzymać możesz.
Gdzie jesteś Panie świata, czy czasem nie zasnąłeś?
Tu mordy i bestialstwo, Ty sobie odpocząłeś.
Na strunach drutów śmierci melodię diabeł gra.
Gdy przyjdzie dama z kosą to ukojenie da.
Głód, krew i upodlenie, lecz żyć chcę z całej siły.
Następny każdy ranek i oddech sercu miły.
Choć tylu już otruli, choć tylu już spalili,
Nadziei, wiary w Ciebie w mej duszy nie zabili.
Paweł Lipiński
Smoleńsk
Stalowy ptak wzbił się w powietrze,
Dumny, biało-czerwony.
Frunie do piekła by hołd oddać wreszcie
Więzionym i udręczonym.
Łamią mu skrzydło, pęka mu serce.
Śmierci żniwo okrutne.
Poznać prawdę czy załamać ręce?
Prawdę! Choć takie to smutne.
Szatan, zdrajca z jednego miotu.
My im się nie poddamy.
Wzbij się znowu ale dumnie do lotu.
Boga i honor mamy.
Paweł Lipiński
Rodzinny dom
Motto: „Choćby był najpiękniej wymurowany
Dom bez miłości to tylko ściany.
Chociażby najbogaciej złotem zdobiony,
Biedny dom bez rodziny, dzieci, męża, żony.”
Rodzinny dom to znany kąt.
Strych, piwnica, drzwi.
To pokój duży, co gościom służy.
A nocą daje sny.
Rodzinny dom – bezpieczny ląd.
Dzieciństwa słodki smak.
To letni skwar i dzieci gwar.
Miłości bliskich żar.
Matki serce, jej czułe ręce.
Ojca słony pot.
Beztroski czas, szumiący las.
Stary pochyły płot.
To wspomnień czar i w oku łza.
Czas tak szybko płynie.
Więc mieszkaj tu do lat swych stu.
To miejsce jest jedyne.
Rodzinny dom to wieszcza tom.
Modlitwy cichy głos.
To każdy dzień na ziemi tej.
To wspólny polski los.
Paweł Lipiński
Siedzisz sobie Boże
Siedzisz sobie Boże na niebie wysokim.
Patrzysz na nas z góry swym Ojcowskim okiem.
Siedzisz wśród obłoków i nas obserwujesz.
Wszystkie złe uczynki i grzechy notujesz.
Siedzisz Panie Wielki na swym Bożym tronie.
A czy czasem z oczy łzę Boską uronisz?
Nad dolą cierpiących, chorych, opuszczonych?
Nad losem nieszczęsnych, zarazą gnębionych?
Nad dziećmi, którym stoper śmierć zimna nastawia,
A straszna choroba nadziei pozbawia?
Nad krwią, łzami, zgliszczem wojen bezsensownych,
Gdzie obraz tego świata do piekła podobny?
Stworzyłeś nam świat wielki, piękny, umajony.
Dałeś dar miłości sercem przepełniony.
Powołałeś do życia na wzór i podobieństwo.
Daj nam wielką wiarę, daj duchowe męstwo.
Naucz kochać bliźnich jak siebie samego
I z czcią się ciągle zwracać do imienia Twego.
Tyś nieskończonością, dobrem sprawiedliwym.
Bądź dla nas opoką i Ojcem troskliwym.
Paweł Lipiński
Dziesięć przykazań
Dziesięć przykazań nam Boże dałeś
I tylko tego oczekiwałeś
Żeby żyć prawo i kochać ludzi.
Miłość bliźniego w sobie obudzić.
Wyrzec się pychy i wierzyć w Ciebie
Boś Ty jedynym Bogiem na niebie.
Szanować ojców, dzień święty święcić.
By cudzołóstwo nie mogło nęcić.
Ty nie zabijaj nam powiedziałeś.
Takie Twe prawo bo życie dałeś.
To tak niewiele, to takie trudne,
Bo światem rządzą wartości złudne.
Co z dekalogiem uczynił człowiek?
Każdy w sumieniu niech sam odpowie.
Bo kiedy przyjdzie kres dni swych dożyć.
Staniemy wszyscy przed sądem Bożym.
Paweł Lipiński
Paweł i Gaweł
Paweł i Gaweł w jednym stali domku.
Z Gawła był łobuziak, Paweł gość w porządku.
Gaweł wesoły szedł na chwiejnych nogach,
A Paweł na klęczkach prosił o coś Boga.
Gaweł wciąż wywijał różne numery.
Paweł był zawsze uczciwy i szczery.
Gaweł popijał, panienki obracał.
A Paweł zmęczony z pracy powracał.
Gaweł balował i w zbytkach się tarzał.
A Paweł przedwcześnie posiwiał, postarzał.
Morał z tej bajki chyba jest taki,
Że życie nie może być nudne jak flaki.
Paweł Lipiński
Siedzi sobie baca
Siedzi sobie baca na wirchocku stromym.
Spogląda na góry, hale, lasy, domy.
Podchodzi turystka Helga czy też Greta.
Mówi – jam jest z Niemiec porządna kobieta.
O u nas jest rygor, posłuch i porządek.
Wszystko po kolei, ułożone w rządek.
A ludzie porządne, karne, pracowite.
Na wszystko jest papier, na wszystko jest kwitek –
Siedzi stary baca i drapie się w głowę.
– To ja paniusi na to tak oto odpowiem.
Bo tak se namyślom, skoro tak zachęca.
Chyba przedam kunia, kupię sobie Niemca.
Paweł Lipiński
Konkluzja (po spotkaniu poetyckim – styczeń 2022)
Każdy wiersz jest piękny, choć niedoskonały.
Jeden poematem, drugi formą mały.
Lecz jeśli wypływa z głębi serca, szczerze,
Jest wielką poezją, ja mocno w to wierzę.
Więc niech płyną strofy, niech rymy się kleją.
Niech będą refleksją, niech będą nadzieją.
Na piękniejszy świat, na pogodne jutro.
Niech będą lekarstwem przeciw chandrze, smutkom.
Ewa Szewczyk
Biedronka i Marcelinka
Szła biedronka w kropki czarne
przez mostek wiklinowy bowiem wpadł jej do głowy
pomysł, by zmyć ten dziwny i nietypowy wstydliwy problem.
Problem wstydliwy i dziwny, a szpeci piękny kubraczek
Wówczas tak myślała, bo o jedną kropkę krzywą
Chodziło, taką w kształcie trójkąta czy kropki niekształtnej.
Rozpaczała bardzo nad tą inną kropeczką
jak się swoim siostrom pokarze, one
tak równe kropeczki kółeczka mają- a ja
rozrzucone w nieładzie i ten trójkąt koślawy.
Trochę dalej Marcelinka chodziła
z mamą na spacer majowy wyszła
cichutki płacz usłyszała – mamo zobaczę?
podeszła, a biedronka w swoich łzach brodziła.
– Czemu płaczesz przecudny owadzie
ciesz się pięknym życiem i słońcem
taka piękna jesteś w kropeczki i z tym trójkątem
nietypowy tak pasuje do inności twojej.
– Tak myślisz dziewczynko wesoła i mała
czy prawdę mówisz nie kłamiesz, bo – płaczę?
oczywiście i kto zobaczy prawdę powie
różnisz się od innych w sposób prześliczny.
Biedronka spojrzała na małą dziewczynkę i…
już nie była taka smutna, a wręcz odwrotnie
weszła na kwiatek, który dziewczynka trzymała
i wesoło z radością się głośno zaśmiała.
Masz rację szepnęła do uszka
jesteś mądra dziewczynka i piękna
nie możemy mieć wszystkiego co chcemy
a najważniejsze zdrowie i nasza duszka.
Ewa Szewczyk
Fraszka igraszka
Ni to fraszka, ni igraszka czasu dużo
Więc trochę można pofolgować w żarcie
Sensu lub ździebełko śmiechu rzucić na zęby
Dla wzmocnienia duszy lub dla pokrzepienia
Odkąd istnieje ziemia i człowiek również żyje
Głupota chodzi za cieniem, każdy z tego ryje
Tak więc może pora porankiem przy kawie
Wychodzę na balkon i siadam na ławie
Takiej z desek zbitych nie gdzie stawiam czarną
Papieroska ćmucham cienki mi smakuje
Płuca dotlenione, noga podskakuje w rytmie disco
Ktoś z zachwytem słucha badziewnego taktu
A, co tam by grało niech fałszują w zbytku
– Patrzę? Idzie moher, taki ledwie dycha
A na gębie maska od ucha do ucha i kaszle…
Bujanym krokiem stąpa, coś w torebce grzebie
O wyciąga grzebień? Nie? Ventolin otwiera
Dwieście wdechów z przepisu astma głupią gniecie
Poprawia następne wdechy jeszcze cztery razy.
Och !Wszystko przeleci. Pomogło odsapnęła lekko
Spogląda za siebie czy sanepid nie kroczy
Na załzawione oczy zaciąga następny smród
W nogę cościk wlazło i kuśtykać zaczyna
Jakby mogła maseczkę zarzucić na gicz
Ta we wszystkim pomaga chociaż jedzie potem
Noś kobieto stara, grzywny nie zapłacisz!
Niech rak zżera rozum , albo siwe włosy
Ciśnienie cię wykończy, astma też udusi
Zawał serce ściśnie, wylew znajdzie ujście
Noś maseczkę nawet w nocy to komar nie utnie
A, grabarz ręce zaciera bo zarobek widzi
Od głupiego człowieka żaden grosz nie śmierdzi.
Tlen wdychasz i płacisz za maseczki syfy
Wydychasz dwutlenek oraz inne ścierwa
Zdrowo myśląc mikrobakteria przeleci
Tylko musisz nosić bo ktoś żartem sypnął?
Sam nie założy ( bo zdrowemu nie grozi?) Covid
Pandemia mądre ścierwo łapie ociemniałych
Tych z dyplomem omija śmiech słychać na Sali.
Ojejku – na weselu tańczą wybijance skoczne
Zakrapiają spiryt i to nie wystarczy
Zaraz trzeba srodze rozwalić towarzycho
Wszyscy zakażeni, zarażają się wzajemnie
W imię miłości Pana noc spędzą osobno
Po co im kochanie za długo będą bzykać
Szkoda bo sanepid nic nie będzie słyszeć.
Seks to coś ohydne koronką rozdzielić
Ech kobiety dajcie upust by męża ocalić
Przed testem uchronić, bo to ważna sprawa
Rozgrzane ciała ostudzić by nie dostał pięćset
A na wiecach gwarno i przemowa wrze
Covid dziewiętnaście wie kogo wybierać
Co za mądra bestyja i jaka oczytana
Przyklasnąć mądrości ale nie bakterii
Która nie odwiedza lecz słychać ją dudni
I wysokich stopni sprawiedliwość sięgnie
Maski pozakładać jeszcze raz powtarzam
Udusić się można, lecz to tylko bydło
I chamska hołotna i wielkie straszydło.
Niech się duszą gnoje a to mała strata
Miliony lecą pod płaszczem głupoty
Dziadostwu ochłapy po co karki gniotą
Pan z królami rządził a zdychaj niecnoto
Po coś biedny boś głupi przysłowie powie
Obrzucić smrodem i gęby pozamykać
Królowie rządzili chłopi robili na niego
Urodzeni w czepku nie zaznają złego
A morałem głupim chcę zakończyć żarcik
Zajeżdżają cię zawsze i nie przestaną nigdy
Nawet chociaż zdechniesz dopiszą co zechcą
Śmiechu warte kabaret, ależ to prawidła
Gospodarka zdycha jęki głodnych słychać
Lekarstwa wydzielane za słuchawką wyziew
Idzie starsza dama już minął tydzień – stęka
lumbago ją łamie a na twarzy maska
Tylko przyklaskuje bo dostanie grosza
Na pieprz nie wystarczy a z grosza kokosza
Uzbiera na pogrzeb na wieniec nie starczy
Kocham cię mój Panie widzisz głosowałam
Daj mi na chleb- krzyczy, bez odzewu skamle
Skończysz babo marnie bo mają cię .. w głowie?
Ewa Szewczyk
Jaś i Sroczka
Skakała sroczka przez płotek drewniany
coraz wyżej i wyżej,
to tu to tam urwisowała,
aż umiar straciła.
Och! Ech, złapał ją pech
Skrzeczy i krzyczy, rety umiera
chyba skrzydełko złamała
co biedna zrobi,
czy będzie fruwać?
Nikt nie odpowie.
Otwarte miał okno Jaś na oścież
akurat opowiadanie miał pisać
co to za głośne krzyki
poszedł więc sprawdzić
skąd ten harmider tuż przy oknie
widok straszny,
aż ściska serce i…
a sroczka głośniej skrzeczeć zaczęła.
Przerażona strach w oczach miała,
dziobem się broniła
Jaś odważnie wziął na ręce
przyniósł do domu i ranę opatrzył
nakarmił słabe ptaszysko.
Karmił dni tyle, ile potrzeba
dobrze się skrzydełko goiło,
otworzył okno sroczka już zdrowa
Rozprostowała skrzydła i podskoczyła
na próbę
zaskrzeczała radośnie,
to było chyba?
Pod koniec wiosny.
Za trud Jasia i dobre serce.
Zaskrzeczała raz jeszcze
Odfrunęła, tyle po niej zostało
kilka piór na parapecie
lecz dnia każdego
po okruszki wracała
ze świeżego chleba
Sroczka Skrzeczka, tak Jaś ją nazywał
I w przyjaźni trwają do teraz.
Ewa Szewczyk
Skrzydła mi dajcie
Rozkrzyczane klucze tną rajskie ogrody
Lazur dotyka sadów krasą kipiących
Nie poderwę swoich skrzydeł przyziemnych
Ciężar przytłacza jak kamień w kieszeni
I starzec gotowy unieść swoje stare ciało
Wbija wzrok gdzieś nad wierzchołkiem bieli
Opadł na ławkę przy ścianie z farby wyblakłej
Z kosturem życia dłoń ściska niedbale
Gotowy unieść się nad zmęczone kości
Z rozkoszą chłonąć zapachy jaśminów
Tam róża też zakwitła słychać os gwary
W marzeniach woła – kto mi da skrzydła
Latarnie już ożyły a może gwiazda zalśniła
Woła dusza zmęczonego drogą piechura
Westchnęło serce głęboko, uleciał na skrzydłach
Zadrżał raz ostatni na krawędzi ławki