Jest już nowy, lutowy numer Kuriera Wareckiego… Zachęcamy do czytania na stronie www.kurierwarecki.pl lub do sięgnięcia po warecki miesięcznik w kilkudziesięciu miejscach dystrybucyjnych (m.in. Dworek na Długiej, Urząd, ZUK…).
„…czasy takie niespokojne, róbmy miłość, a nie wojnę” – śpiewa dosadnie pewna Maria, a my ten wers kradniemy (pożyczamy) na dzień dobry. Niezwykle to aktualne słowa, które w kontekście niedawno obchodzonego święta i sytuacji politycznej nabierają podwójnego znaczenia. No właśnie, czasy wydają się mało romantyczne. Zamiast padać sobie w ramiona – staramy się dbać o relacje, zamiast zakochiwać się od pierwszego wrażenia – zdobywamy garść informacji za pośrednictwem facebooka – sygnalisty. Na domiar złego, nieomylni amerykańscy naukowcy, sugerują, że nie warto wierzyć w żadne bajeczki o dwóch połówkach jabłka ani w żadne „i nie opuszczę cię, aż do grobowej deski”. Wszak nim grób nadejdzie, czeka nas jedynie pasmo rozczarowań, łysina, kapcie-papcie przed telewizorem, brzuch. Jednym słowem żenada. Małżeńskie poradniki wciąż ostrzegają przed wiarą w małżeńskie love story.
Pytałam moją córkę o miłość i zakochiwanie i usłyszałam, że to obciach, a miłosne uniesienia romantycznych poetów to niepotrzebna strata czasu i energii. Werter – cienias, Wokulski- socjopata, Karenina- histeryczka. Wzmożone tętno, chorobliwe kołatanie serca, nagła bladość albo niespodziewany rumieniec to nic innego jak niezdrowy przejaw niepotrzebnego rozedrgania, raczej dowód niedojrzałości emocjonalnej, raczej wstyd niż powód do dumy, i że umierać z miłości to raczej obciach. No raczej słabo. A skoro mówi tak nastolatka, kiedy przeżywanie takich stanów jest nieodłącznym elementem dojrzewania, to co może być dalej. Raczej może być tylko gorzej? Przecież dorośli takich rzeczy nie robią, przecież wiedzą wszystko o procesach chemicznych zachodzących w mózgu i przesiewają wszystko przez filtr doświadczeń. Czy za przymus trzymania emocji na wodzy odpowiada pragmatyzm, źle pojmowana dorosłość czy konsumpcjonizm?
Bezdyskusyjnym wydaje się fakt, że wszelakie romantyczne symbole zostały zakwalifikowane jako niedojrzałość, albo wyszydzone albo wrzucone do jednego worka z napisem „Walentynkowy badziew”. Nawet jeżeli twierdzisz, że to święto marketingowców i sprawnych handlowców, że to masowa tandeta wciskana pod pretekstem uroczego upominku nakręcająca machinę handlu to jednak warto ucieszyć się z pluszowego gadżeciku z sercem w pluszowych łapkach.
To przecież jasne, że kochamy na co dzień, nie tylko od święta. Radośnie, blisko i na odległość, skrycie, a czasem otwarcie. Bywa, że przestajemy odróżniać ją od przyzwyczajenia i rutyny: gdy już serce nie bije tak mocno na widok partnera, gdy przeżyliśmy już razem wiele, gdy znamy się ze wszystkimi wadami i zaletami, z jego skarpetkami na podłodze, jej marudzeniem. Czy długi staż, kiedy znamy się już jak „łyse konie” potrzebuje walentynek? Oczywiście! To takie nieszkodliwe święto, które może być doskonałym pretekstem, aby odłożyć na bok rutynę. Tym bardziej, ze z czasem zaczynamy minimalizować okazywanie uczuć. Wydaje nam się, że o dozgonnym uczuciu świadczy nasza cierpliwość i fakt, że wytrzymujemy z tą drugą osobą, która nie zawsze jest miła, elegancka. To, że znosimy jej humory i wspieramy kiedy trzeba, to właśnie nasza miłość na co dzień. Czy naprawdę nie potrzebujemy kolacji, prezentów i kwiatów?
Mając w pamięci to sercowe święto, a przed sobą wiosnę (chociaż miłość powinna trwać cały rok, a nie tylko od święta) i zbliżające się wielkimi krokami Święto Kobiet warto przestać nadmiernie analizować. Drogi mężu, droga żono, warto przypomnieć sobie co znaczy kochać szaleńczo. Warto wziąć za rękę, nie swojego „partnera” lecz ukochaną czy ukochanego i wspólnie spędzić uroczy wieczór. W restauracji, w kinie, na łyżwach, na spacerze czy na kanapie przed telewizorem, byle poczuć mocniejsze bicie serca- róbmy miłość a nie wojnę.
Redakcja „Kuriera Wareckiego”